Przejdź do głównej zawartości

Kto te krzaczki zmienia na polskie znaczki?


Rozmawiałem z Kiril'em, tłumaczem Jinja Temple, straconym otaku.
-        Kto te krzaczki zmienia na polskie znaczki? Mój przyjacielu, powiedz mi, jak to było?
Zacząłeś tłumaczyć już wcześniej sam dla siebie, ponieważ znalazłeś gdzieś coś takiego, co sam chciałbyś z chęcią przeczytać, czy były inne powody?
-        W moim przypadku to było tak, że zaczynałem oglądać, jak każdy normalny, po polsku, ale docierałem do tytułów nieprzetłumaczonych, więc trzeba było uruchomić szare komórki i używać angielskiego. Oczywiście te mangi czy anime musiały wczesnej zostać przetłumaczone z oryginału, czyli japońskiego, którego niestety, do dzisiaj nie znam. A że w liceum angielski miałem na dosyć niskim poziomie, to postanowiłem zabrać się za tłumaczenie, żeby ten angielski podciągnąć, a i żeby coś dla fandomu z tego było.
-        Czyli taka nauka przez praktykę?
-        Tak, tak, dokładnie. W efekcie złożyłem aplikację do jednej z polskich fanowskich grup translacyjnych.
-         Fanowskich? Czyli?
-         Można powiedzieć, że oglądanie anime czy czytanie mangi odbywa się trochę na dwóch płaszczyznach. Są licencjonowane tłumaczenia, wydawane przez firmy, wydawnictwa itp., jest kupowana licencja, załatwiane są wszystkie prawne sprawy. Natomiast jeżeli coś jest w Internecie, jeżeli ktoś tam ją, mangę, czyta, albo ogląda anime po polsku, to zazwyczaj są to fanowskie tłumaczenia bez licencji, i te tłumaczenia są w tym wypadku, powiedzmy w 90-95%, podobne do tych, które ja robiłem, czyli tłumaczonych wtórnie z angielskiego, na polski. Najpierw ktoś w Wielkiej Brytanii, albo Ameryce tłumaczy na angielski, a potem ktoś z Polski, znający trochę lepiej angielski, tłumaczy na polski.
-         Mówiłeś o licencjonowanych i nielicencjonowanych - to znaczy, że pracowałeś jako piracki tłumacz anime.
-         Bardziej mang, tak.
-         Ale jako piracki tłumacz. A jak patrzy polskie prawo na takie zapędy?
-         Z tego co wiem i się orientuje to do tej pory polskie prawo ma to raczej w... głębokim poważaniu. Polskie prawo interesuje się dopiero nad tytułem kiedy zostanie wykupiona licencja i wtedy zaczyna to być fizycznie jakimś problemem.
-         Czyli dopiero wtedy gdy dany tytuł jest w kręgu zainteresowania polskich podmiotów.
-         Wydawnictw, tak. Bo w momencie kiedy my tam sobie tłumaczymy na jakaś stronę internetową i wrzucamy to do sieci, to jedyne podmioty, które mogą się tym zainteresować to są wydawnictwa japońskie. Umówmy się, nawet Japończykom nie chce się ścigać kogoś tam w Polsce, bo rozprzestrzenia kulturę japońską dla ludzi, którzy normalnie nie byliby w stanie do tego dotrzeć.
-         Jest w tym sens.
-         Bo to się mija z celem, bo później kiedy te same mangi zostają wydane w języku polskim licencjonowane, są one usuwane przez te grupy skanlacyjne.
-         Skanlacyjne?
-         Skanlacje to są zeskanowane mangi, przetłumaczone na język ojczysty danego kraju.
-         Yhym. No i teraz tak, usuwanie.
-         Umówmy się, jest mało tytułów, które są robione przez więcej niż jedna grupę, oczywiście zdarzają się takie. Na przykład w ten sposób było robione… Nie Suzuka, tylko… Kimi no Iru Machi. Było robione przez Hayate, było robione Sadomasochistyczny Front Robotniczy i przez coś jeszcze było robione… przez 3 grupy było chyba robione.
-         A tak wymieniali się, albo współpracowali?
-         Każde robiło osobno, po swojemu. Ale nie ma to sensu za bardzo no bo po co? Skoro ktoś robi?
-         Czyli nie dogadali się?
-         Nie. No bo zazwyczaj jest tak, że jeden tytuł robi jedna grupa. Nie ma sensu dublować. I w momencie, kiedy studio ogłosi wiadomość, że ma szanse na jakiś tytuł albo ta licencje uzyska to z miejsca są usuwane z serwerów, żeby nie było do tego dostępu, żeby wspierać wydawnictwa. Kiedyś było tak, że wydawnictwa pisały wcześniej, by usunąć jakiś tytuł, a czasami dopiero kiedy zostanie podana informacja do wiadomości publicznej, że dany tytuł będzie wydawany w Polsce. To też nie jest tak, że w przypadku tłumaczeniu mang na język polski, jak to ująłeś pirackim, nie ma na celu krzywdzeniu autora, tylko krzewienie kultury, tudzież danego tytułu. No bo umówmy się, nie każdy zna angielski, nie każdy zna angielski na tyle, żeby mógł się zmierzyć z mangą po angielsku.
-         Albo co dopiero w oryginale.
-         Albo co dopiero po japońsku.
-         Czyli zasadniczo kultura tłumaczeń i skanlacji…
-         Pozwala rozwinąć się prawdziwym polskim tłumaczeniom i wydawnictwom. Takie mam zdanie. Bo wyobraźmy sobie sytuacje, w której jedynymi anime znanymi w Polsce są Czarodziejka z księżyca i Pokemony… Ewentualnie Dragon Ball.
-         Trochę przykre…
-         Czy tam gdzieś na Hyper - że był nadawany Bleach, czy Naruto ale to też raz w tygodniu.
-         Ale nie w pełnej wersji.
-         Nie w pełnej wersji i też nie wszystkie odcinki. No więc Ci ludzie, którzy to tłumaczyli zabrali się za to, szukali albo wydań angielskich albo tłumaczyli wprost z japońskiego na polski, żeby fani mogli to obejrzeć, a później to rosło. I urosło do takich rozmiarów, że teraz mamy kilka dużych, naprawdę dużych wydawnictw.
-         Oficjalnych.
-         Oczywiście. Takich jak studio J.G., takich jak Waneko, takich jak JPF, czy Kotorii, które wydają już naprawdę bardzo wiele tytułów w tej chwili.
-         Czy te wydawnictwa tez kiedyś były takimi grupami zapaleńców którzy chcieli dokonać tego, co ty?
-         Częściowo pewnie tak, bo często jest tak, że ludzie z grup skanlacyjnych potem znajdują prace właśnie w tych wydawnictwach oficjalnych i tak właśnie mój znajomy z grupy, w której tłumaczyłem pracował jednocześnie jako edytor w takim wydawnictwie oraz u nas.
-         Czyli robicie to hobbystycznie, nie macie z tego tytułu żadnych…
-         Profitów? Nie, ani grosza. Zdecydowanie, chociaż cześć grup pracuje nad swoimi tłumaczeniami i daje do nich odpłatny dostęp, ale jest to promil zachowań. Zachowanie zrozumiałe, ale to tylko promil.
-         …z wykorzystaniem luk i niedociągnięć prawnych, z zachowaniem zasad fair play.
-         Tak. Wszystko jest dostosowane tak, żeby wspierać japońską kulturę i polskie wydawnictwa, nikt na tym nie traci.
-         Ok, to od początku, jak wygląda praca nad danym tytułem, tomem mangi, rozdziałem, jakimś odcinkiem anime? Jak to jest zrobione?
-         Zazwyczaj jest tak, ze nad jednym tytułem pracują 2 lub 3 osoby, zazwyczaj 3. Jest tłumacz, który tłumaczy z języka obcego na ten pożądany, zazwyczaj jest to angielski na polski.
Drugą osobą jest korektor, który sprawdza to, co przetłumaczył tłumacz i stara się to bardziej po postu ująć. Tłumacze często mają jakieś swoje przyzwyczajenia, nawyki. Popełniają błędy językowe, składniowe…
-         Albo tłumaczą mechanicznie nie zastanawiając się nad tym co tłumaczą i nie zastanawiając się nad sensem całej wypowiedzi.
-         Też prawda, bywały sytuacje, w których idiomy były tłumaczone dosłownie. Dochodziło do tego ze pojawiały się takie kwiatki jak „you came out of blue” - „wyszedłeś z niebieskiego” …
-         *szczery śmiech*
-         I to jest efekt braku korektora. Tak to wyglądało czasami przy brakach kadrowych. *śmiech* Miejsce korektora jest bardzo ważne.
I trzecie miejsce, czyli edytor, albo typesetter w przypadku anime. Typesetter ustawia czcionkę i czas pokazywania się podpisów. Edytor ma trochę bardzie skomplikowane zadanie, czyści pola tekstowe, dymki, na biało, w programie graficznym, japońskie bądź angielskie wersje tej mangi, stronę po stronie w wysokiej rozdzielczości. A następnie wkleja przetłumaczone kwestie, dialogi i inne teksty w przygotowane dymki w odpowiedniej kolejności.
-         Troszeczkę takie wycinanki i wklejanki jak w przedszkolu?
-         Tak, trochę tak to wygląda. *śmiech* Dodatkowo w większych grupach gotowy rozdział przechodzi przez kontrole jakości, u nas przechodziło. Na samym końcu jest to wrzucane na stronę czy serwer z dostępem do nowości z takiej grupy. U nas były to co tygodniowe aktualizacje z mangami, anime, piosenkami.
-         Ok, powiedzmy, że macie teraz takie obłożenie, poświęcacie 20 czy 30 roboczogodzin, żeby przetłumaczyć jakiś tytuł, a tu nagle wydawnictwo stwierdza, że będzie wydawać akurat ten konkretny?
-          To usuwamy.
-         A nie przychodzi frustracja ze to był zmarnowany czas?
-         
-         Ile mieliście takich sytuacji?
-        Jedną, przynajmniej za mojej kadencji. Chyba właśnie jeden mój tytuł został wydany, ale w sumie człowiek się bardziej cieszy, że to będzie w bardziej oficjalnej formie, bardziej dostępne w Polsce.
-         Czyli nie ma zawiści za zmarnowany czas?
-         Nie.
-         Czy dużo osób liczy taka grupa?
-         Kiedy ja działałem to było nas 30 czy 40 osób, teraz ta grupa jest dużo mniejsza.
-         Nie brakuje Ci tego? Żeby tak usiąść, podłubać, potłumaczyć?
-         Tak, brakuje, ale nie mam już na to czasu. Moja świetność przypadła na koniec liceum i początek studiów. Teraz jestem już starszy, zmieniły mi się priorytety i ilość wolnego czasu. Za chwile będę magistrem, a praca sama się nie napisze. *śmiech przez łzy*
-         Kwiatki z życia i pracy tłumacza?
-         Hmm… pamiętam jak w jednej z mang musiałem przetłumaczyć zalety i walory ziemniaków różnych odmian i zasady działania płodozmianu. Takie rzeczy są najtrudniejsze i zarazem najbardziej irracjonalne w tłumaczeniu, bo fabuła wymaga wyjaśnień, a i tak mało kto potem się nad tym zastanawia o co chodzi.
-         Ile byliście w stanie przerobić tego w ciągu miesiąca?
-         Mówimy o mnie, zespole, czy całej grupie?
-         Ile potrafiłeś przetłumaczyć samotnie?
-         Ooooouuuu… w ciągu miesiąca? Sam jakoś 15 do 20 rozdziałów przy założeniu, że 1 rozdział zazwyczaj od 20 do 40 stron.
-      … *krótka kalkulacja* Łał… Plus minus 550 stron mangi. Chyle czoła.
-     Czasami więcej, czasami mniej, to zależało od ilości czasu jaki mogłem na dany tytuł poświecić. Choć muszę też powiedzieć, że mój zespól był najbardziej efektywny. Osiągaliśmy najlepsze wyniki. Potrafiliśmy, jeżeli na coś się napaliliśmy, wydać całą mange na raz, która miała być prezentem na jakieś święta dla czytelników. Byłem też najaktywniejszym członkiem grupy. Potrafiłem przetłumaczyć 1/3 wszystkich rozdziałów wydanych przez rok. Przez 2 lata mojego członkostwa byłem najefektywniejszym tłumaczem grupy w każdym miesięcznym zestawieniu.
-     Niesamowita sprawa!
-    Wiem. *nieskrywana duma* Nazywali nas drużyną masochistów, na forum naszej grupy dostałem rangę „Maso-tłumacz”.
-     *histeryczny śmiech* O jeny... Ostatnie pytanie, co chciałbyś powiedzieć zainteresowanym, którzy też chcieliby podjąć się takiego dorywczego zajęcia?
-     Nie bójcie się, nie ma czego. Nikt nie będzie na was wrzeszczał za źle przetłumaczony tekst, do tego trzeba wprawy. Obecnie potrzeba świeżej krwi bardziej niż kiedykolwiek. Boom na dobroczynność dla fandomu minął i trzeba go zastąpić zapaleńcami którym się chce.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Honoryfikatory

Nie, to nie neologizm ani fanowskie słowotwórstwo, a termin określający zbiór sufiksów a prefiksami, które określają pozycję społeczną naszą lub osoby do której się zwracamy, oraz zwracają się bohaterowie anime czy mangi. SORT ( brak honoryfikatora ) - używamy, gdy jesteśmy bardzo blisko z daną osobą, w sposób romantyczny lub jako najlepsi przyjaciele. Może też wyrażać brak szacunku do zaadresowanej osoby. -san (-han - forma z dialektu Kansai ) - najprościej przetłumaczyć to na Polski Pani/Pan, ale jest to błędne! Ten sufiks jest neutralna formą zwracania się z szacunkiem do prawie każdej osoby, którą spotkamy czy to kobiety czy mężczyzny. -sama - bardzo formalna wersja "-san", używana do wyrażenia bardzo dużego szacunku do danej osoby. Najczęściej stosowane do osób o wyższym statusie społecznym. Również może być użyte do zaadresowania klientów, bądź osoby przez nas podziwianej/wielbionej (np. nasz idol, obiekt naszych uczuć). Może być dodawane do tytułów (np. &q